WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH - CZAS ZADUMY I REFLEKSJI

2015-10-29

Fot. mini nr 4498 - 

Dzień Wszystkich Świętych obchodzony jest 1 listopada nie tylko przez Polaków, ale także przez narody o innej kulturze i religii. W tym dniu znicze są zapalane na wielu cmentarzach świata; czczona jest pamięć tych, którzy odeszli… 

Pamięć - zwykle tylko tyle po nas pozostaje. Tylko tyle i aż tyle. Bo dopóki ci, którzy odeszli, żyją w pamięci, dopóty nie całkiem umarli. 

1 listopada to również jeden z nielicznych dni w roku, gdy naszym myślom trudno uciec od tego, co nieuniknione: śmierci. Nie tylko od myśli o śmierci naszych krewnych, znajomych, ale od śmierci... naszej, własnej.

Kościół katolicki uczy, że Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny to dwa różne święta. Pierwsze – obchodzone   1 listopada, to uroczystość tych, którzy są zbawieni i cieszą się życiem wiecznym. Drugie jest dniem modlitw za ludzi zmarłych, którzy w czyśćcu oczekują na ostateczne spotkanie z Bogiem.

Co o Wszystkich Świętych, staropolskich zwyczajach i tradycji mówi etnografia?   
Początkowo było to święto dla uczczenia męczenników, którzy oddali swoje życie dla wiary w Chrystusa, a nie zmarłych, „szarych” ludzi. Zostało ustanowione dawno temu, jeszcze przez pierwszych papieży. W większości środowisk, szczególnie wiejskich, bardzo długo nie czciło się Wszystkich Świętych tak – jak obecnie. Dla ówczesnej ludności ważniejsze były Zaduszki – wtedy czczono pamięć o przodkach. 
Jak było kiedyś?
Cmentarze spełniały trochę inną rolę niż obecnie i odwiedzano je rzadko. Dzisiaj są miejscami urządzonymi na wzór parku, gdzie się spaceruje. Są w nim ławki i można usiąść, pomodlić się czy poddać zadumie. W przeszłości to Dzień Zaduszny był jedynym czasem w roku, kiedy się odwiedzało groby. 
Na co dzień nie zwracano na nie dużej uwagi, ponieważ przestrzeń cmentarza i groby były odwzorowaniem krainy umarłych. W świadomości ludzi tamtego okresu było to miejsce sacrum i napawało trwogą. Nie chodziło się na cmentarz, bo tam grzebano zmarłych, było to miejsce wyłączone poza obszar ludzi żyjących. Kiedyś bardzo wyraźnie odgradzano sferę sacrum i profanum, sferę światła i ciemności, żywych i umarłych. Cmentarz należał do świata zmarłych, starano się tam nie chodzić, jeśli nie było to konieczne. A pamięć o tych, co „odeszli”, przekazywano ustnie z pokolenia na pokolenie. Wspominano ich przy okazji Wigilii czy Bożego Narodzenia.

W wielu zakątkach kraju znanym zwyczajem było wywoływanie zmarłych przodków, aż do siódmego pokolenia - takie „spraszanie” ich, np. na wieczerzę wigilijną. 
Zaduszki mają długą tradycję, zwłaszcza w świecie słowiańskim; sięgają genezą czasów pogańskich. Tradycja mówiła, że w tym dniu należy pójść na cmentarz i dokonać rytualnej uczty na grobie przodka. Dlaczego akurat wtedy? Bo było już po porządkach związanych z pracą w polu, kiedy przyroda zamierała, a wśród ludzi panowało przekonanie, że to czas, gdy wszelkie dusze błądzące po ziemi, duchy przodków, demony i różne ciała astralne wymykające się racjonalnemu myśleniu chodzą po ziemi i należy je godziwie przyjąć, by nikomu nie zagroziły. 
            Chodzono więc na cmentarze gromadnie i dokonywano rytualnych uczt. Rozpalano ogień na grobie i przynoszono jedzenie oraz alkohol, które spożywanoi wylewano na mogiłę. Zostawiano także resztki jedzenia, by zmarły się posilił. Bardzo mocno przestrzegano postu zadusznego, który był zbliżony do postu wigilijnego. Nie należało jeść mięsa, a główne potrawy stanowiły kapusta, barszcz i pierogi. Mięsa nie wolno było wnosić na cmentarz (świat zmarłych), ponieważ pochodziło ze świata żywych. Na grobie składano za to jajko, będące symbolem pewnego zamykania czasu i przestrzeni, oraz chleb – symbol dobrobytu.  
Ogień był ważny dlatego, że miał wskazywać zmarłemu drogę w zaświatach, które kojarzyły się dawniej ludziom z bezkresem, z miejscem pozbawionym barw, zapachów, gdzie jest zimno. Ogień miał rozświetlić drogę i ogrzać zmarłego. Nasze - obecnie zapalane znicze i świeczki to echa tej dawnej „zadusznej” tradycji. Dzisiaj jednak palimy je jako symbol pamięci. Wierzenie, że świeca rozświetla gdzieś w mrokach drogę naszemu przodkowi, który błąka się w zaświatach, zanikło.
            To, że często dzisiaj odwiedzamy groby bliskich,jest domeną nowych czasów: przełomu XIX i XX wieku; zjawisko dosyć późne. Kiedyś cmentarz nie był potrzebny do tego, by czcić przodków, ale był pewnym dopełnieniem rytuałów, które się odbywały w domu. Kiedy człowiek zmarł, czuwano przy nim przez trzy dni i odprawiano modły. Dopiero później kondukt szedł do kościoła i na cmentarz, gdzie zmarłego grzebano i czym prędzej się rozchodzono. Wychodzono za bramę cmentarną, by zbyt długo nie przebywać w tym niegościnnym miejscu. 

Dziś przychodzimy na cmentarze często, nie czekając na szczególną okazję. Czujemy potrzebę „odwiedzania” zmarłych w różnych momentach naszego życia. Czasem chcemy zwolnić tempo, czasem „porozmawiać” z tymi, którzy już „odeszli” – pewne jest, iż nekropolie nie są już dla nas miejscem niegościnnym, ale stwarzają nam możliwość zadumy i głębokiej refleksji nad sensem istnienia, gdyż:

„Życie człowieka jest jak płomień świecy…, wystarczy podmuch wiatru, żeby je zgasić”.

Data wprowadzenia 2015-10-29 19:05:29, ilość odsłon 714
skup aut gdynia
dieta pudełkowa Kielce
listwa maskująca karnisz

dobre wino kraków